W minioną niedzielę w mediach społecznościowych pojawił się post mający ostrzec mieszkańców przed chartami, spacerującymi ze swoimi opiekunami w dzielnicy Ruda w Rudzie Śląskiej. Jeden z psów zaatakował innego, mniejszego psiaka mieszanej rasy, który wybiegł z posesji bez smyczy. Zdarzenie zakończyło się śmiercią mniejszego czworonoga. Okoliczności tego incydentu są badane przez Policję, która stara się ustalić szczegóły zdarzenia, w tym rolę osób obecnych na miejscu.
Atak psa w Rudzie Śląskiej
Do opisanych wydarzeń doszło w minioną niedzielę około godziny 17:00, na ulicy Szyb Bartosza. Wedle relacji pani Jesici, która była obecna na miejscu, należący do jej siostry piesek mieszanej rasy wybiegł z garażu i natknął się na grupę trzech psów, w tym dwa charty. Doszło do konfrontacji czworonogów.
- Pies wyszedł dosłownie metr za garaż i został zaatakowany przez charta, który był na smyczy, jednak bez kagańca. Moja siostra zapięła na smycz jednego pieska, później drugiego, a ten trzeci po prostu wyszedł przed garaż. Też miała zamiar go zapiąć, ale nie zdążyła, ponieważ został zaatakowany przez tego charta, który akurat przechodził obok naszego garażu. Jakaś nastolatka trzymała tego jednego charta, który zaatakował naszego psa. Drugi chłopak, nie wiem, no około 18 lat trzymał drugiego charta. Inna pani trzymała amstaffa. To nie są ich psy, ale nie zareagowała w ogóle i w sumie głównie o to chodzi, że dziewczyna, która trzymała psa, nie zareagowała, nie wydała temu psu żadnej komendy, po prostu go sobie trzymała. Mój mąż próbował wyszarpać, wyciągnąć temu psu z mordki naszego psa. Ja próbowałam otwierać mu paszczę, żeby mąż tego naszego psa wyciągnął. W tym momencie zostałam ugryziona przez charta – relacjonuje pani Jesica, siostra właścicielki zagryzionego psa.
Pani Jesica podkreśla, że zdaje sobie sprawę z tego, że pies powinien być na smyczy. Tłumaczy jednak, że jej siostra zamierzała go zapiąć, lecz ten wybiegł przed garaż i wydarzyła się tragedia. Podtrzymuje jednak, że piesek miał na sobie kaganiec, który został z niego zerwany przez charta.
- Ten chłopak, który tam stał i trzymał drugiego psa, równie dobrze mógł tego charta przywiązać do drzewa i pomóc nam wyciągnąć naszego psa, ale nie otrzymaliśmy absolutnie żadnej pomocy, po prostu ci ludzie stali i przyglądali się, jak my walczymy o to, żeby ich pies oddał naszego. [...] My bierzemy pełną odpowiedzialność za to, że nasz piesek wyszedł z garażu bez smyczy, aczkolwiek uważamy, że taki brak reakcji ze strony pani, która prowadziła tego psa, doprowadził do tragedii. Wina stoi po stronie osoby, która psa trzymała i po prostu nie zapanowała nad nim wystarczająco - dodaje pani Jesica.
Niestety mniejszy piesek nie przeżył konfrontacji z dużo większym przeciwnikiem, mimo szybkiego przetransportowania go do kliniki weterynaryjnej.
Właścicielka chartów przedstawia swoją wersję wydarzeń
Swoją wersję wydarzeń przedstawiła nam właścicielka wspomnianych chartów.
- Pies tej pani był zamknięty w garażu. Nie wiem, jak długo tam przebywał, ale kiedy został wypuszczony, wbiegł z impetem w moje stado – trzy psy oraz troje ludzi. Wszystkie moje psy były na smyczach. Poszkodowany pies natomiast był bez smyczy i kagańca, co doprowadziło do tragicznej sytuacji. W trakcie zamieszania ugryzł mojego psa w nogi. Drugi pies, który również wybiegł z garażu, miał kaganiec, ale uciekł. Dwa psy nagle zaatakowały moje, co wywołało instynktowną reakcję obronną. Moje psy to proludzkie zwierzęta, wszystkie pochodzące z adopcji, każde z nich ma swoją historię. Chart, który zareagował, jest psem pokłusowniczym – przez lata walczył o przetrwanie, a jego instynkty są bardzo silne. W sytuacji, gdy został zaatakowany przez obcego psa, bronił swojego stada. Jedyną moją winą jest to, że mój chart nie miał kagańca. Warto jednak podkreślić, że osoby znające tę rasę wiedzą, iż w sytuacji zagrożenia chart może uderzyć nawet kagańcem. Co więcej, pani, która nagłośniła sprawę, została ugryziona przez własnego psa w momencie, gdy próbowała go wyszarpać z pyska mojego psa. Po całej sytuacji, kiedy jej pies leżał nieprzytomny, państwo po prostu sobie poszli, zostawiając go samego — przekazała nam właścicielka chartów.
Zdementowała również fałszywe informacje na temat całego zdarzenia i jej psów, które zaczęły masowo pojawiać się w sieci po opublikowaniu przez panią Jesicę posta w mediach społecznościowych.
- Niestety, w mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się zmanipulowane informacje, które przedstawiają całe zdarzenie w fałszywym świetle. Twierdzi się, że to moje psy były bez smyczy i zaatakowały, co jest absolutnym kłamstwem – wszystkie moje psy były pod kontrolą. Co więcej, osoba, która publikuje te treści, uniemożliwia sprostowanie, blokując możliwość komentowania. Chciałabym również podkreślić, że posiadam wszystkie wymagane pozwolenia na charty zgodnie z przepisami prawa, a moje psy mają komplet aktualnych szczepień. Dbam o nie jak o członków rodziny i nigdy nie pozwoliłabym, aby były zagrożeniem dla otoczenia. Apeluję o rozsądek i niepowielanie fałszywych informacji, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością - dodaje.
Sprawę bada Policja
Zdarzenie zostało zgłoszone na Policję. Gdy funkcjonariusze przybyli na miejsce, czekał na nich mąż pani Jesici, który zrelacjonował całe zdarzenie. W tym czasie pani Jesica wraz z siostrą przebywały z zaatakowanym pieskiem w klinice weterynaryjnej.
- Jak zobaczyłam, że ten nasz piesek jednak jeszcze się rusza, szybko wpakowałyśmy go do samochodu i z siostrą pojechałyśmy do weterynarza, mąż został na miejscu, czekając na Policję. A ludzie wyprowadzający tamte psy po prostu jak gdyby nigdy nic sobie poszli. – opowiada pani Jesica.
Funkcjonariusze porozmawiali z mężem kobiety, który opowiedział o zdarzeniu.
- Z relacji wynika, że zagryziony pies był bez smyczy. Jego właścicielka twierdzi, że był w kagańcu, natomiast to musimy też ustalić. Pies podbiegł do charta, którego na smyczy prowadziła druga pani. Nie wiemy, co tam się dokładnie działo, czy mniejszy pies zaczął obszczekiwać większego, czy był agresywny. Chart złapał go za szyję i zaczął dusić. Wywiązała się szarpanina, a właścicielka psa mieszanej rasy twierdzi, że została ugryziona przez charta. Z kolei pani, która wyprowadzała charta, powiedziała, że widziała, że raczej tamta kobieta została ugryziona przez swojego psa, jak próbowała go wyrwać, który się też bronił. Trudno tu jest cokolwiek na razie powiedzieć, musimy ustalić szczegóły. – przekazuje oficer prasowy KMP, asp.szt. Arkadiusz Ciozak.
Policjanci przesłuchali już właścicielkę zagryzionego psa, a w ciągu najbliższych dni na komendę zostanie wezwana właścicielka charta oraz osoba, która go wyprowadzała, gdy doszło do incydentu.
- Właścicielka charta dobrowolnie zgłosiła się do kliniki weterynaryjnej, aby pies został poddany obserwacji. Pies ma wszelkie wymagane szczepienia, jest zachipowany, a właścicielka posiada zezwolenie na posiadanie takiej rasy psów - dodaje oficer prasowy KMP Ruda Śląska.
Dalsze czynności będą prowadzone prawdopodobnie pod kątem artykułu 77 Kodeksu Wykroczeń o brzmieniu:
§ 1. Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia,
podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1000 złotych albo karze nagany.
§ 2. Kto dopuszcza się czynu określonego w § 1 przy trzymaniu zwierzęcia, które swoim zachowaniem stwarza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia człowieka, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny albo karze nagany.
Nie pierwszy incydent z udziałem chartów
Oficer prasowy potwierdził również, że to nie pierwsza taka sytuacja z udziałem tych samych chartów. Do innego zdarzenia doszło jesienią minionego roku.
- 4 września, wspomniane dwa charty uciekły z posesji, która była nieprawidłowo zabezpieczona. Jeden po chwili wrócił, a drugiego szukano na terenie dzielnicy. Ugryzł wtedy mężczyznę na ulicy Piastowskiej.
Poszkodowany mężczyzna nie chciał, aby wszczęto postępowanie, więc zostało ono umorzone przez prokuratora.
Funkcjonariusze muszą porównać wszystkie przedstawione wersje zdarzeń, aby ustalić właściwy przebieg zajścia. Wciąż trwają czynności wyjaśniające w tej sprawie.